Wstęp do wykładów — Zapraszam do szczerej krytyki — Nie jestem autorem podręczników — Stare lekarstwa i śmierć — Studiowanie Osteopatii — Niezbędność gruntownej znajomości anatomii — Problemy łysego lekarza — Sąd nad światem — Sędzia żywych i umarłych — Dalsza część rozprawy — Dwadzieścia tysięcy lat — Zmagania narodów — Żołnierz pod nowym sztandarem.
PRZYSTĘPUJĄC do dyskusji o tej nowej metodzie leczenia chorób, którą dla odróżnienia nazwałem „Osteopatią”, nie będę prosił ludzi o łagodność w krytyce tego mojego pierwszego dzieła pisarskiego. Proszę jedynie Czytelnika o przeczytanie tego, co napisałem. Idź tam, gdzie Cię posyłam, myśl tak, jak Cię proszę, oznacz to, co wadliwe i trzymaj się tego, co dobre. Napisałem to dla przyszłych pokoleń, a nie jedynie dla obecnych. Osądzą to osoby jeszcze nienarodzone. Werdykt, jaki wyda mądrość czasu, będzie miał wiele wspólnego z moją zgodą na podjęcie się roli autora w tym momencie mojego życia. Mam nadzieję, że wszyscy, którzy będą wodzić wzrokiem śladami mojego pióra, zobaczą, iż jestem w pełni przekonany, że Bóg, umysł natury, dowiódł, iż potrafił zaplanować (jeśli plan był konieczny) i wyposażyć we własne prawa (bez schematów) niezliczone formy istot żywych oraz iż starannie przyporządkował im obowiązki życiowe oraz zapewnił silniki i baterie dające siłę motoryczną do wszelkich działań. Każda część jest w pełni zdolna do służby i ma upoważnienie, by wybierać dla siebie z wielkiego laboratorium natury takie siły, jakie są jej potrzebne do zrealizowania obowiązków właściwych dla jej stanowiska w gospodarce życia. Ujmując to krócej: wszechwiedzący Architekt wyciął i ponumerował każdą część, aby pasowała do swojego miejsca i spełniała swoje obowiązki w każdym budynku zwierzęcego ciała, podczas gdy słońce, gwiazdy, księżyce i komety podlegają jednemu wiecznemu prawu życia i ruchu. Z tymi prawdami na uwadze rozpocznę moje omówienia i wykłady. Nie sądzę, żebym został zesłany na tę planetę i urodził się z misją bycia autorem książek, ale być może lepiej będzie, jeśli pozostawię po sobie chociaż niewielkie dziedzictwo, niż gdybym miał nie zostawić żadnego.
Odkąd czas znalazł miejsce dla rasy ludzkiej i miłość do życia, do siebie i do innych doprowadziła do powstania tej wspaniałej istoty, która zawiera Umysł, Materię i Ruch oraz przejawia się w formie ludzkiej i jest „obdarzona atrybutami Boskiej Inteligencji”, człowiek chce żyć wiecznie. Umysły wszystkich narodów, języków i ras głowiły się nad tym, jak skutecznie rozwiązać problemy komfortu życia i jego wydłużenia. W tym celu badacze zgłębiali oceany, rozpuszczali góry, studiowali żywe i martwe zwierzęta, minerały i królestwa roślin, a wszystko to po to, by znaleźć jakąś substancję, która utrzymywałaby życie w przyjaznych relacjach z widzialną materią; abyśmy mogli żyć i kochać naszych bliskich; i aby ich formy nigdy nie odchodziły na wiekuiste odległości poza zasięg wzroku, żeby zamieszkać na zawsze w innym świecie.
Aż do narodzin Osteopatii wszystkie walki między znanymi lekarstwami i chorobą zazwyczaj wygrywała śmierć, która pokonywała nawet najmędrszych generałów lekarstw. Nie znane nam jest do dziś jednoznaczne zwycięstwo leku nad chorobą, które nie budziłoby wątpliwości lub dyskusji. Generałowie medycyny walczyli dzielnie, ale wszyscy złożyli broń przed czarną flagą, dla której najlepszą amunicją jest ludzka ignorancja. Nasi medycy to dobrzy ludzie. Walczyli jak dzielni żołnierze, godni najlepszej stali, i powinni zostać wciągnięci na listy emerytalne z sowitą dietą od kongresu miłości za wielkie rany na ciele i umyśle, jakie odnieśli, próbując bronić zalet swoich twierdzeń. Tylko największy niewdzięcznik sprzeciwiłby się temu, aby każdy medyk dostał rentę za ofiarną obronę martwych generałów, doszczętnie rozszarpanych przez sępy zniszczenia. Moim zdaniem są oni całkowicie niezdolni do wszelkiej pracy fizycznej i powinni otrzymywać pełne 72 dolary miesięcznie. Wystarczy posłuchać, jak opowiadają o swych śmiałych walkach z tak przeważającymi przeciwnościami. „Nie tyle dostajemy cięgi, co jesteśmy przytłoczeni, ale będziemy nadal walczyć z tym wrogiem na każdym kroku tymi samymi kijami”.
Czytelnik może pomyśleć, że nasze wprowadzenie do tych esejów lub wykładów jest dość długie, ale minęło wiele tysięcy lat, więc naturalnie wstęp musi być długi. W pierwszym odruchu traktat o chorobach napisany przez „dziwaka” nie wydaje się zbyt poważnym dziełem, ale gdy prześladowana prawda przykuje rozumne spojrzenie, chłodno myślący Czytelnik uśmiechnie się i spyta: „Czy mogę to sprawdzić?”. Wszyscy filozofowie cieszą się z przyjścia takich osób, gdyż pojawiają się one tak rzadko, że nigdy nie stają się dla myśliciela ciężarem, a do tego są jak pokarm aniołów dla umysłu i trafia się na nie miejscach, w których najmniej się ich oczekuje.
Jestem w stanie przedstawić Ci zaledwie pół wieku doświadczenia w tej dziedzinie. Badałem i zgłębiałem większość tego, co napisano na te tematy w nadziei, że uda mi się dowiedzieć czegoś o tych wielkich prawach spisanych przez starożytnych filozofów, ale wróciłem z tak samo pustymi rękami, z jakimi wyruszyłem. Minęło już sporo lat odkąd zacząłem testować prawa Boga natury, aby poznać system prawdziwie leczniczych zasad, które dawałyby naturze szansę odzyskania portów zdrowia. Sukcesy następowały po sobie tak szybko, że ze zdziwieniem stwierdziłem, że Bóg zawsze i wszędzie jest na swoim posterunku. Jego śrut życia jest zawsze gotowy do użycia i nigdy nie zawodzi, dając w krótszym czasie więcej zdrowia niż najwspanialszy ideał, jakiego mógłby oczekiwać najbardziej sangwiniczny miłośnik natury i jej zdolności do naprawiania wszelkich elementów maszynerii życia. Gdy dowiodłem w swoim umyśle, że Bóg przenika najdrobniejsze szczegóły wszystkich swoich dzieł, poczułem, że mam przywilej, czy wręcz obowiązek, by przynajmniej podjąć próbę rozwijania tej nauki na tyle, na ile da się to zrobić w moich czasach i w moim jej obecnym rozumieniu.
Minęło już wiele stuleci i jeśli ta nauka była kiedykolwiek wcześniej znana, historycy nie zapisali żadnej jej części na użytek swoich następców. Czuję, że moim długiem wobec dziewiętnastego stulecia jest to, żebym przynajmniej zaczął wypełniać pustkę prawdami Osteopatii, która istnieje od samego początku historii i wciąż pyta: „Czy będę samotnie przemierzać kolejne stulecie, niedostrzeżona przez żadnego człowieka?”.
Ponieważ zdobywamy swoją wiedzę stopniowo, powinniśmy być gotowi przekazywać ją w ten sam sposób. Czytelnik zapoznający się z tym wprowadzeniem nie powinien się łudzić ani przez chwilę, że po skończeniu lektury stanie się wprawnym Osteopatą lub że dowie się czegokolwiek o jej głębszych zasadach. Nie to jest moim celem, ja chcę tylko przedstawić historyczne wprowadzenie w temat.
Aby uzyskać kwalifikacje do wykonywania zawodu, należy przejść pełne szkolenie u osób, które dogłębnie rozumieją daną dziedzinę i wiedzą, jak jej uczyć. Podobnie jak w przypadku dyplomowanych specjalistów innych zawodów, Osteopatą nie zostaje się w jeden dzień czy rok. Samo stanie z boku i obserwowanie pracy wykonywanej przez kompetentnego rzemieślnika nie daje Ci kwalifikacji do wzięcia odpowiedzialności za czyjeś życie. Musisz dokładnie zaznajomić się z wszystkim, co jest związane z anatomią. Nie wystarczy, że nauczysz się nazw paru kości, mięśni, nerwów, żył i tętnic — musisz znać wszystko, co można znaleźć u współczesnych autorów. Potrzebujesz znać minimum dziewięćdziesiąt procent ludzkiego ciała zanim wejdziesz do naszych klinik. W nich nauczysz się korzystać w praktyce z wszystkich elementów i reguł opanowanych w trakcie zgłębiania nużących lecz wciągających podręczników anatomii, sekcji zwłok i fizjologii przez te wszystkie burzliwe miesiące w salach szkolnych. Dopiero potem możesz dostać prawo wejścia na sale szkoleniowe jako praktykant. Po wejściu na salę operacyjną jesteś w miejscu, w którym papierowe książki na zawsze przestaną być dostępne. W tym zawodzie Twoimi jedynymi zasobami będą Twoje wrodzone zdolności i księga natury. Tutaj odkładasz na bok długie słowa i korzystasz z umysłu z głębokim i cichym zaangażowaniem, tutaj pijesz z odwiecznego źródła mądrości oraz penetrujesz gęstwinę praw, których filarami jest życie i śmierć. Dogłębne i pełne poznanie kości domyka oba końce wieczności.
Dusza zostanie natchniona powagą, na twarzy rozkwitnie uśmiech miłości, a do wzbierającego umysłu zaczną docierać przypływy i odpływy wielkiego oceanu rozumu o nigdy nie zmierzonych głębinach. Będziesz to spijać i wchłaniać; aż w niemym zdumieniu dostrzeżesz słońce (w miejscu, w którym nigdy wcześniej go nie było), jaśniejące promieniami bożej mądrości ukazanej w człowieku i prawach życia, odwiecznych i równie prawdziwych, co umysł samego Boga.
Nasi teologowie są zazwyczaj o wiele życzliwsi dla Boga niż dla siebie samych. Drzewa w bożym lesie są przeładowane, gałęzie uginają się od dojrzałych owoców, tłuste wiewiórki rozumu biegają po wszystkich konarach, a stoły natury są przygotowane, by filozof lub głupiec mogli się posilić. Nie przejmują się oni jednak ujadaniem psów, które z wyszczekują gardła do zdarcia, by zwrócić uwagę swych panów. Gdyby człowiek był życzliwszy dla siebie i w większym stopniu zgłębiał anatomię, cieszyłby się bardziej przydatną wiedzą, a Bóg byłby czczony tak samo lub nawet lepiej. Jeśli to stanowi dla Ciebie problem, będzie Twą udręką, ponieważ Osteopatia pozostanie na świecie bez ograniczeń czasowych. Opowiedziała mi o ludzkim umyśle, takim, jakim go zastałem.
Raport głosi: „Musimy donieść, najdoskonalszy mistrzu, że znaleźliśmy potężną niestrawność w głowach. W złym stanie są całe masy — ich psychiczne żołądki są przeżarte dziurami, wątroby przyczerniałe i posiniaczone od niewyprawionych skór nawyków, najbardziej zdumiewającej ignorancji i niewybaczalnej głupoty wszechczasów. Osteopatia zbadała sześć głów, których trawienie było w ciężkim stanie. Po kilku zabiegach osteopatycznych u wszystkich doszło do poprawy i ukazało się nawet kilka kropli rozumu w rozcieńczeniu jeden do tysiąca. Starannie odnotowaliśmy ten efekt. Jedna z głów należała do łysego doktora medycyny, którego włosy po tygodniu mierzyły trzy cale (7,5 cm) i nadal rosły. Gdy wręczyliśmy mu lusterko, żeby na siebie spojrzał, wpadł w konwulsje. Po ich częściowym ustąpieniu zaczął mówić jak maniak.
— Boże mój! Boże! Czemuś mnie opuścił? Spójrzcie tylko, co ci ludzie zrobili z moją głową. Mam włosy na trzy cale i moją żonę aż świerzbią palce, by mi je znowu wyrwać. Panie! O, Panie! Chcę trzymać się najdalej od Osteopatii, jak tylko się da, bo przez tych ludzi włosy mi rosną i znowu będą mi wyrywane. W dodatku oni powstrzymują wszelkie gorączki, kłopoty z jelitami, pomagają w porodach, łagodzą drgawki, leczą płuca, serce i wszelkie choroby nerwowe, bez bólu i bez leków. Jak oni to wszystko robią bez leków? — pytał na nowo owłosiony doktor. Daliśmy mu kolejną łyżeczkę z roztworem rozumu rozcieńczonym w proporcji jeden do dziesięciu tysięcy i zaczekaliśmy na reakcję. Po pięciu minutach zrobił się cały zimny, złapał się za głowę i wykrzyknął: — Szybko, spisujcie mój testament, nie zniosę tej ostatniej łyżeczki! Moja biedna głowa zaraz pęknie!
Nie czekał, aż żona wyrwie mu włosy, jak to było w przeszłości, lecz sam je sobie powyrywał, wbił sobie pinezkę w otwór w kości ciemieniowej i zatrzymał porost włosów, na zawsze. Obecnie czuje się dobrze i ma nie więcej rozsądku niż jego szkoła pięćset lat temu.
Słowa: „ma nie więcej rozsądku niż jego szkoła pięćset lat temu” przebiegały mi przez myśl tak długo, aż zdało mi się, że moje ciało zasnęło i na długi czas wstrzymało wszelkie działania. Zacząłem sobie wyobrażać, że nadszedł dzień sądu. Zjawili się ludzie, którzy formowali kolejkę jeden za drugim, całe legiony, z tego i z innych stuleci, przedstawiciele okresu liczącego dwadzieścia tysięcy lat. Przybyli, by dać się osądzić, żywi i umarli, a sekretarz otworzył swoją wielką księgę z wielu wieków i oznajmił:
— Polecono mi przesłuchać ten zastęp ludzi, którzy przez ostatnie dwadzieścia tysięcy lat byli mistrzami w walce między chorobą a zdrowiem. Każde zwycięstwo jednej lub drugiej strony zostanie odnotowane i każdemu, kto ma pod pachą zdobytą flagę przeciwnika, zostanie przyznana korona.
Wtedy adiutant głośno zawołał, że zarządza inspekcję i przegląd wszystkich rodzajów broni i amunicji. Ogłosił, że wszystkie pistolety, które strzelały do tyłu z tą samą siłą, co do przodu, zostaną odrzucone, a każdy używający ich generał stanie przed sądem wojennym. Jeśli zostanie uznany winnym, obetnie się mu jego naramienniki i guziki, po czym odeśle do przytułku dla umysłowo chorych.
W tym momencie na czele przedpotopowego oddziału stał wielki zwalisty lekarz o czerwonej twarzy i został wezwany jako pierwszy.
— Czy może pan powiedzieć, jak leczyliście przed potopem gorączkę żółciową[1]? — spytał sędzia audytor.
— Cóż, panie sędzio, wywoływaliśmy obfite poty oraz podawaliśmy drastyczne środki przeczyszczające z jollipum, aloesu i proszku do zębów!
— Stop, sir — przerwał mu sędzia. — Co pan ma na myśli mówiąc o proszku do zębów?
— Wysoki sądzie, mam na myśli kalomel[2], który ładnie rozluźnia zęby. Podawaliśmy go, żeby chorzy nie mogli przez kilka dni jeść. Sądziliśmy, że gorączka jest spowodowana rozdęciem żołądka, więc doprowadzaliśmy ich do takiej obolałości ust, żeby nie mogli niczego przełknąć.
— Do jakiej szkoły pan przynależy? — spytał sędzia.
— Regularni, sir! — odparł lekarz z wielką dumą i emfazą, a sędzia, który nie mógł się już dłużej powstrzymać, wykrzyknął:
— Regularni głupcy! Oto, czym jesteście. Czy nie wiesz, że rtęć niszczy zdolność organizmu do budowania kości i zębów, a zaburzenie tych dwóch funkcji nigdy nie pozwoli na powrót do zdrowia? Krótko mówiąc, zalecacie system, który jest niezgodny z naturą i niszczący dla życia, a świat będzie lepszy bez was.
Następnie sędzia otworzył opakowania, słoiczki i buteleczki lekarza i odkrył, że zawierały one śmiertelne trucizny z wszystkich wieków, które to według lekarza były wysoce cenione przez Regularnych. Sędzia spytał lekarza, na jakiej podstawie podawali najbardziej zabójcze trucizny jako lekarstwa na chorobę.
— Wysoki sądzie — odparł lekarz — tradycja jest gwiazdą przyświecającą naszej profesji.
Sędzia się uśmiechnął i stwierdził:
— Panie woźny, zadmij pan w róg, by wezwać generała majora z następnej epoki.
Na wezwanie w kolejce stanął ciągnięty przez doskonałego rumaka powóz z doczepionym wozem bagażowym. Generał leków zasalutował przed sędzią ze słowami:
— Najdoskonalszy panie inspektorze, zgodnie z twoim poleceniem z dumą przyprowadziłem swoich ludzi na pana inspekcję.
Sędzia odwrócił się do inspektora.
— Proszę przejrzeć jego broń i amunicję i sprawdzić, czy dokonał jakichkolwiek postępów w ujarzmianiu chorób w porównaniu z poprzednimi wiekami.
Inspektor zasalutował i wystąpił naprzód.
— Jaką szkołę pan reprezentuje, doktorze? — spytał.
— Regularnych, wysoki sądzie, synów ustalonej tradycji.
— Jak leczycie gorączkę żółciową?
— Cóż, sir, podajemy środki wymiotne i przeczyszczające.
— Jakie leki podajecie po pierwszej fazie?
— Po wymiotach stosujemy nasz proszek do zębów.
— Co pan ma na myśli mówiąc o proszku do zębów?
— Chodzi o kalomel, wysoki sądzie.
— Jaka jest przyczyna gorączki żółciowej, doktorze?
— Cóż, jak uczy tradycja, przyczyną jest powiększenie żołądka.
— Panie sekretarzu, proszę porównać te dwie epoki i odnotować postęp, jeśli nastąpił — wtrącił sędzia. Sekretarz zasalutował i odparł:
— Żadnego postępu, panie sędzio, obie te epoki niczym się nie różnią.
Sędzia się oburzył i kazał woźnemu wezwać osiemnasty wiek.
Medycy stanęli w kolejce z całym swym zalegalizowanym przepychem, a sędzia szybkim i nakazującym tonem spytał pierwszego:
— Doktorze, jaką szkołę pan reprezentuje?
— Cóż, panie sędzio, jestem alopatą ze szkoły Regularnych. Ukończyłem szkoły eklektyczną, thompsonowską i homeopatyczną, a do tego chirurgię otworową[3].
— Jaka jest przyczyna gorączki żółciowej i jak ją leczyć?
— Cóż, zgodnie z tradycją nauczono nas, że przyczyną gorączki żółciowej jest powiększenie żołądka. Uważamy jednak, że wyrostek robaczkowy ma wiele wspólnego z przerzutami w diatezie, co często prowadzi do powstania włóknistych guzów.
— Dosyć tego! — wykrzyknął sędzia. — Albo każę was zamknąć na dziewięćdziesiąt dni o chlebie i wodzie za obrazę sądu. Kto chce słuchać tego bełkotu? Niech mi pan powie, ile zwycięstw możecie wykazać po waszej stronie w starciu „lekarstwa kontra choroby”? Proszę się trzymać ściśle tylko zwycięstw, nie przypuszczeń i „być może”, lecz takich przypadków, które są wam dobrze znane i zostały wyleczone dowolną metodą. Może pan podać dziesięć przypadków z lekami i dziesięć bez leków, wszystkie mniej więcej w tym samym wieku, tej samej płci i z tym samym rodzajem choroby, w tej samej porze roku i z podobnym leczeniem. Ten sąd żąda prawdy i będzie ją miał. Kara za fałszywe zeznania to dwadzieścia jeden lat ręcznego piłowania drewna i baty każdego ranka o siódmej, jeśli nie przepiłuje pan dwukrotnie na pół szczap drewna o objętości jednego sznura (czyli sterty szczap o wymiarach 1,2 x 1,2 x 2,4 m).
— Czy wysoki sąd może dać mi czas na złożenie odpowiedzi do majowej kadencji? — poprosił doktor o licznych dyplomach.
Sędzia spytał go, po co mu tyle czasu, na co ten odparł:
— Bo zamierzam odbyć pełny kurs Osteopatii w Kirksville w stanie Missouri.
Sędzia się uśmiechnął i odrzekł:
— Idźże pan, ale w maju będę dla pana surowszy niż teraz.
— Dlaczegóż to?
— Bo Osteopatia jest prawdziwą nauką i rozwiąże wiele problemów, o których lekarze medycyny nie mają pojęcia.
Na to doktor uderzył w błagalny ton.
— Cóż, panie sędzio, może byłby pan tak łaskawy, żeby jednak nie wzywać mnie w maju i pozwolić mi być sądzonym za dwa lata?
— Dobrze — zgodził się sędzia. — Ale lepiej przygotuj sobie piłę do drewna, bo jeśli ci się nie uda, nie zagrzebiesz tego razem ze swoimi pozostałymi porażkami.
Odprawił doktora na dwa lata z tym poważnym zobowiązaniem, a doktor był tak wdzięczny, że wsiadł do swego pięknego powozu ze służącymi i całym majdanem i odjechał prosto do Szkoły Osteopatii.
Sędzia nakazał woźnemu zawezwać przed swe oblicze trzech Osteopatów. Ci zjawili się po pierwszym zadęciu w róg.
— Panowie i pani, proszę się zaprzysiężyć — nakazał sędzia.
Pierwszy z lekarzy został wezwany na świadka.
— Pański wiek?
— Trzydzieści lat.
— Z jakiej szkoły pan się wywodzi?
— Z Amerykańskiej Szkoły Osteopatii.
— Jaka jest przyczyna gorączki żółciowej i jak ją leczyć?
— Odkryliśmy, że przyczyną gorączki żółciowej jest rozszerzenie tętnic przez ciepło słoneczne i takie zwiększenie przepływu, że żyły nie są w stanie normalnie odprowadzić krwi i się kurczą, przez co dochodzi do nierównomierności wymiany między żyłami i tętnicami. Następnie dość szybko pojawiają się dreszcze, a potem gorączka.
— Co to jest gorączka, doktorze?
— Jest to nadmierna temperatura spowodowana przez zwiększoną aktywność elektryczną, w której serce jest silnikiem, mózg dynamem, a nerwy dozownikami elektryczności. Lekarstwo na wszystkie gorączki jest naturalne. Należy ujarzmić nerwy ruchowe i czuciowe, a następnie zaczekać, aż natura zrobi swoje i miejsce destrukcji zajmie konstrukcja, a efektem będzie zdrowie.
W tym momencie się przebudziłem, napiłem się wody, odetchnąłem świeżym powietrzem i wszystko stało się na powrót naturalne. Zacząłem odczuwać chłód, ale nic więcej nie pamiętam, bo znowu zapadłem w sen i usłyszałem słowa:
— Uwaga, światy! Dyplomowani Osteopaci, formujcie szyki! Od dwudziestu tysięcy lat trwa wielka i poważna wojna między chorobą a zdrowiem, toczona wszelkimi możliwymi sposobami, by pokonać wrogów, czyli schorzenia i śmierć. Poprzednicy nigdy nie wyszli z tej walki zwycięsko i wciąż tracili ludzi i sztandary. Ich okaleczeni i ranni są teraz w ambulansach wysłanych na tyły, a wy macie natychmiast ruszyć naprzód, na linię frontu. Atakujcie wroga z prawej, z lewej i od środka. On atakuje nas kartaczownicami Gatlinga[4] załadowanymi grypą, gorączkami, chorobami sezonowymi oraz chorobami płuc i mózgu. W sumie w śmiercionośnych pociskach wroga znajduje się około dziesięciu tysięcy różnych rodzajów schorzeń.
Następnie skierował się do dowodzących generałów.
— Macie rozkaz atakować wszystkie baterie, forty, kanonierki, magazyny i każdą inną rzecz lub metodę, którą ten nieustraszony wróg sprowadził na ludzkość w celu jej zniszczenia. Nie zważajcie na ogień, wodę ani na pogłoski o śmierci, lecz szarżujcie w samo centrum, z dobytymi szablami i przytwierdzonymi bagnetami, i rozgromcie starego wroga stalą bystrego rozumu, wykutą przez samego Nieskończonego i oddaną w wasze ręce dla obrony was samych i waszych bliskich.
Rozbrzmiał hejnał i rozpoczęła się szarża i walka. Była ciężka i bezlitosna, a krew lała się z wroga i płynęła jak rzeki. Generał po generale przeprowadzali atak na wroga, zimnego i gorącego, bolesnego i bezbolesnego, a choroby i śmierć szalały z głośnym zawodzeniem:
— Przegrywamy i zostaniemy zwyciężone przez naukę, która jest wytworem umysłu Boga wszystkich zwycięstw. Musimy zgłębić taktyki Osteopatii, albo będziemy oddawać bitwę za bitwą, gdyż ten nowy przeciwnik nie stosuje przedpotopowych strategii.
Obserwowałem bitwę za bitwą, aż wróg został przyparty do muru i oddał sztandar ze słowami:
— Osteopaci są mistrzami prawa naturalnego i musimy im ulec. Powiedzieli, że dzieci mają żyć tak długo, aby umierały dopiero ze starości, i dotrzymują słowa, a my nie mamy takiej amunicji, która pozwoliłaby nam stawić im czoła.
Przebudziłem się i zobaczyłem dyplomowanych Osteopatów, którzy wracali do domu ze skalpami Pasożytów, Odry, Krztuścia i wieloma innymi, ze wszystkich zakątków globu. Były to trofea zdobyte amunicją i przywództwem tych, którym wystarczy zaufanie do boskiej broni w każdym czasie i we wszystkich walkach między chorobą a zdrowiem.
Wykłady i eseje, do których wstępem jest ten tekst, powstały wiele tysięcy lat temu. Dwadzieścia lat temu znalazłem w Kansas list, który próbowałem odczytać, ale się nie dało. Odręczne pismo było czytelne, a język zrozumiały, ale cierpiałem wtedy na świnkę ignorancji, z bardzo wysoką gorączka i mocnym obrzękiem po obu stronach gardła. Nie byłem w stanie przełknąć nawet najmniejszego okruchu ze stołu w samym środku Boskiego Uniwersytetu, suto zastawionego najwymyślniejszymi owocami. Nie mogłem się nimi delektować, gdyż nie przełknąłbym wtedy nawet najbardziej rozcieńczonego roztworu prawdy. Nie nauczono mnie rozumowania poza granicami zatęchłych zwyczajów — co jest największą przeszkodą wszystkich epok. Ale nasz naród podjął wysiłek zerwania łańcuchów swoich niewolników, a to dało większy zasięg myślom i słowom. Przed końcem naszej wojny człowiek nie miał przywileju pisania i wygłaszania swoich poglądów na wszystkie tematy. Trzydzieści lat wolności pokazało światu płynące z niej korzyści. We wszystkich profesjach nastąpił mniejszy lub większy postęp. Nasze szkoły kroczą ze swymi sztandarami na czele kolumny rozwoju. Nasi teologowie są bardziej otwarci i tolerancyjni. Inwencyjni geniusze zrewolucjonizowali nasze systemy przemysłowe i handlowe. Poruszamy się po morzach i lądach przy pomocy pary i elektryczności daleko swobodniej niż wyobrażali sobie Clay, Morse, Fulton, Howe czy nawet Lincoln, gdy odkładał pióro po napisaniu słów: „Na zawsze wolni, bez względu na rasę czy kolor skóry”. Zgłaszam poprawkę i dopisuję „czy płeć”. Od momentu proklamowania wolności człowiek porusza się w tempie najszybszej komety, a cała natura wydaje się być bardziej zharmonizowana z jego rozwojem i wygodą.
Podręczniki mają na celu nauczenie reguł, dzięki którym doświadczony operator, umiejętnie wykorzystujący zasady naukowe, będzie mógł uzyskać określone rezultaty. Ale Osteopatii nie da się nauczyć wyłącznie z książek. Nie nauczy się jej też osoba, która nie przyswoiła sobie w pełni anatomii zarówno z książek, jak i z sekcji.
Ci, którzy nie mają za sobą takiego przygotowania, są całkowicie zagubieni w naszych gabinetach. Nie mogą kierować się rozumem, bo nie znają anatomii na tyle dobrze, żeby móc na niej oprzeć swoje wnioskowanie. Właśnie dlatego podręcznik mający nauczyć ludzi leczenia chorób naszymi metodami będzie więcej niż bezużyteczny dla każdego, kto nie został starannie przeszkolony z anatomii. Praktykujący potrzebuje filozofii Osteopatii, stąd nieodzownym jest, byście ją znali, gdyż w przeciwnym razie poniesiecie sromotną klęskę i nie wykroczycie poza znachorstwo leczące na chybił trafił.
Mamy koledż uczący i szkolący z wszystkich dziedzin Osteopatii.
Osteopatia jako nauka liczy już dwadzieścia jeden lat. Na wykładach można by długo opowiadać o jej burzliwym życiu i drodze do miejsca, w którym się teraz znajduje. Jest odważna oraz ofensywna i defensywna, gdyż musiała walczyć o każdą ze zdobytych pozycji. Nie doszłaby do tego miejsca, gdyby nikogo nie obraziła. Stare ugruntowane teorie i profesje roszczą sobie prawo do decydowania o tym, kto przeżyje, a kto umrze, i istnieją od tak dawna, że obrazą dla nich są narodziny każdego dziecka postępu, które pojawia się na scenie i chce być wysłuchane bez pytania o pozwolenie. Dlatego obrona nowego jest nieodłącznie związana z rozwojem nauki, a zalety świadczą same za siebie i podlegają wyłącznie ocenie Boga.
Czy kobieta ma jakikolwiek prawny nakaz, by nie kupować nowej sukni z obawy, że urazi starą? Jeśli nowa suknia ma mieć trudną przeprawę, moim zdaniem powinna się pojawić, a stara niech sobie warczy. Pozwólmy przyjść nowej, a jeśli stara nie ma żadnych zalet, w których przewyższa nową, niech siedzi cicho. Nie zawsze najlepiej jest zjadać stare kurczaki.
Wyobraźmy sobie, że Gatling [wynalazca szybkostrzelnego karabinu — przyp. MM] przyszedł do generała Washingtona, poprosił o pozwolenie na wyruszenie na front ze swoimi oddziałami i otrzymał odpowiedź odmowną. Mógłby wtedy rzucić się wtedy na generała i jego zatęchłą radę, zmieść nimi ziemię i spytać:
— Skoro nie respektujecie mózgu, co powiecie na rój pocisków?
Nie walczymy pod sztandarem teorii. Przemierzamy góry i doliny jako odkrywcy i raportujemy wyłącznie prawdę, i to dopiero wtedy, gdy okaże się poparta faktami.
Jako odkrywcy jesteśmy gotowi donieść, że sporo najżyźniejszych i najlepszych do uprawy ziem leży odłogiem, a przed nami rozciągają się rozległe równiny i nie ma na nich nawet namiotów pierwszych osadników.
Ta rozległa kraina nie została dotąd zbadana. Nie położono żadnych kamieni węgielnych, nie wytyczono granic i nie ma żadnego biura zarządczego, ale nad jej bezkresnymi równinami ustawiliśmy łopoczący na wietrze sztandar Osteopatii.
W bezpośredniej bliskości i w zasięgu wzroku najzwyklejszej lunety polowej wznosi się góra Rozumu, z której spływają do nas największe samorodki złota, jakie kiedykolwiek widział ludzki umysł, prosto z umysłu samego Boga. Całe to bogactwo jest naszym zdaniem przeznaczone dla rodzaju ludzkiego i dobra człowieka. W żyzności gleby tej nowej krainy, w przepięknych krajobrazach z górskimi szczytami i w każdym kamieniu odnajdziesz dokładność, z jaką tworzy boski umysł.
Widzę narody, które wspinają się i staczają, raz za razem, aby zerknąć lub zaznajomić się bliżej z tą superkonstrukcją na najwyższym szczycie, zbadaną dotąd w bardzo ograniczonym zakresie. Tą superkonstrukcją jest najwspanialsze dzieło Boga, a imię jego to Człowiek. Dziesięć tysięcy pomieszczeń tej świątyni nigdy nie zostało zbadanych przez żadną ludzką inteligencję, zresztą jest to niemożliwe bez dobrej znajomości anatomii i maszynerii życia.
Pod ten właśnie sztandar się zaciągnęliśmy. Pod nim będziemy maszerować i wdawać się w walkę o rozleglejsze terytoria, niż te zdobyte przez Aleksandra, Napoleona, Granta, Lee i Bluchera; będziemy pokonywać faktami większych przeciwników, niż pokonywali najznamienitsi generałowie świata; będziemy prowadzić walkę o większym znaczeniu dla ludzkości niż jakikolwiek wcześniejszy wysiłek włożony w przeforsowanie jakiejś reguły politycznej, religijnej czy naukowej.
Podobnie jak dzieci, nie zamierzamy zwracać uwagi na haubice prostactwa, załadowane po wylot lufy koszmarami przyzwyczajenia, zalegalizowanej ignorancji i głupoty. Nie będziemy zważać na ogień licznych dział wymierzonych w nasz sztandar, chyba że te karabiny, kartaczownice Gatlinga, moździerze, działa okrętów pancernych lub torpedy będą naładowane wyłącznie dynamitem niepodważalnej prawdy. Nie mamy wieczności na bezowocne próby doprowadzenia ludzi do źródła rozumu i zmuszenia ich do wypicia czegoś, co jest dla nich absolutnie nieprzyswajalne.
Chociaż ludzie są związani swoimi nawykami i zadowalają się połowami nie dającymi nigdy nawet cienia prawdy, mogą jak Bunyan[5] związać cztery rogi starego prześcieradła, pozbierać swe rzeczy i wyruszyć w drogę. Nie będziemy z nimi dyskutować, jeśli odpowiada im to, że nie są ludźmi, jakich szukamy.
Słowo do żołnierzy: ta ciężka i brutalna wojna trwa już dwadzieścia dwa lata, ale ani jeden żołnierz, począwszy od szeregowców, a skończywszy na generałach, nie otrzymał od wroga rany, z której spłynęłaby chociaż kropelka krwi lub po której przeszedłby mu po plecach i nogach dreszcz strachu. Amunicja przeciwników nigdy nie drasnęła żadnego mięśnia i żadnej kobiety nie uczyniła wdową. Śmiejemy się do dźwięków naszej muzyki i pragniemy, by Kongres przyznał nam wszystkie przywileje wolnego handlu, gdyż już teraz mamy do sprzedania więcej skalpów, niż jakikolwiek rynek byłby w stanie nabyć.
Nasz sekretarz wojny przekazał nam raport, że żony wszystkich żołnierzy oraz sami żołnierze mają więcej jedzenia i picia niż kiedykolwiek wcześniej, nawet w świecie fizycznym, nie wspominając już o fontannie miłości i inteligencji, dzięki której ich manierki są zawsze pełne.
W naszej wielkiej armii rekrutów nie chcemy żadnego mężczyzny i żadnej kobiety, których umysł jest tak mały lub oczy duszy tak zamglone, że nie są w stanie dojrzeć zwycięstwa na naszym sztandarze oraz pokoju i dobrej woli, teraz i na zawsze.
[1] Gorączka żółciowa — dawne określenie gorączki, której towarzyszyły wymioty i biegunka [przyp. MM]
[2] Kalomel — chlorek rtęci [przyp. M M.]
[3] Chirurgia otworowa (ang. orificial surgery) — nurt w medycynie popularny na początku dwudziestego wieku, polegający na chirurgicznej korekcji otworów ciała w celu wyleczenia najróżniejszych chorób. Więcej o tej fascynującej gałęzi medycyny znajdziesz w przypisie do rozdziału 14. [przypis Marcin Machnik]
[4] Kartaczownica Gatlinga to wielolufowy szybkostrzelny karabin, prekursor karabinu maszynowego — przyp. Marcin Machnik
[5] Chodzi o Johna Bunyana, kaznodzieję protestanckiego i autora Wędrówek Pielgrzyma [przyp. MM]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz