20 listopada 2025

Rozdział 15.

 

Różne choroby — Normalność i nienormalność — Nerwy i żyły — Jak często leczyć —  Nie uszkadzaj tkanek — Bateria i silnik — Uważaj na sępy.

 

Ponieważ nauka znana jako Osteopatia jest przypisywana mnie, przypuszczam, że jestem w tej chwili najstarszym Osteopatą na ziemi. Myślę też, że poświęciłem więcej uwagi studiowaniu zasad tej nauki niż wszystkie obecnie żyjące osoby razem wzięte. Moim obowiązkiem jako głowy tej instytucji jest przekazać Wam fakty, które poznałem za sprawą praktyki i obserwacji przez dwadzieścia pięć lat walki z wszelkiego rodzaju chorobami tej strefy klimatycznej. Do tego dochodzą wnioski dotyczące położnictwa i chorób kobiecych, chorób dziecięcych, chorób zakaźnych, takich jak odra, krztusiec i wiele innych oraz chorób typowych dla każdej z czterech pór roku. Podejrzewam, że w sumie obejmuje to ponad sto tysięcy przypadków. Sądzę, że dysponując tak szerokim polem obserwacji potrafię powiedzieć, jak i kiedy leczyć skutecznie oraz jak i kiedy leczyć nieskutecznie, jak dużą lub jak małą siłę przykładać oraz jakich dobrych i złych skutków spodziewać się po rozważnych i nierozważnych metodach leczenia. Myślę, że mam wystarczającą wiedzę doświadczalną, by instruować i przestrzegać uczniów Osteopatii każdego dnia, gdy pracują ze mną w klinice od roku do trzech lat. Istnieją pewne choroby, dość nieliczne, w których dopuszczalne są dwa zabiegi tygodniowo, w innych wystarczy zabieg raz na tydzień, a w jeszcze innych raz na dwa tygodnie. Co istotne, leczący ani przez chwilę nie powinien mieć przed oczami dużej liczby zabiegów. Powinien być poinstruowany, aby zawsze pamiętał, że to nieskończona dokładność pracy przynosi oczekiwany sukces, niezależnie od liczby zabiegów. Gdy znamy różnicę między normalną i nienormalną strukturą, to wiemy już dobrze, że naszym podstawowym zadaniem jest przywrócić normalność, a następnie z poczuciem zadowolenia zostawić tę strukturę. Nie zostawiaj jednak nigdy żadnego przypadku, dopóki nie osiągniesz takiego rezultatu. Dlatego znacznie lepiej jest najpierw zaznajomić oko i dłoń z normalnością, bo dopiero potem jesteś w stanie inteligentnie podejść do nienormalności. Najpierw musisz mieć na ramionach normalną głowę pełną zasad normalności, a dopiero potem możemy pokazać Ci nienormalny kark, nienormalne ramię, kręgosłup, kończyny lub piersi. Jesteś w stanie wnioskować porównawczo dopiero wtedy, gdy opierasz się w tym wnioskowaniu na tym, co normalne.

Nauczyłem się z obserwacji, że na przykład w przypadku astmy leczenie częściej niż raz na tydzień lub dwa tygodnie jest niebezpieczną procedurą i zdradza ignorancję niedoszłego filozofa nauk leczniczych. Wiem z doświadczenia, o czym mówię, i jeśli chcesz odnosić sukcesy w tej dziedzinie, zwróć uwagę na pewne rzeczy, które znam i których od Ciebie wymagam. Musisz znać przyczynę choroby i potrafić ją usunąć. Znasz przebieg tętnic, nerwów i żył, więc zanim oderwiesz dłonie od swojego pacjenta, upewnij się, że wszystkie przeszkody na drodze do nieprawidłowo zaopatrzonego miejsca zostały przez Ciebie usunięte. Użyj przy tym tylko takiej siły, jaka jest niezbędna. Uważaj, by nie uszkodzić żadnych delikatnych tkanek, takich jak gruczoły i błony, bo nierozumna głowa i ciężka ręka mogą podrażnić lub obić nerkę, śledzionę, przewód żółciowy, jelito grube lub niektóre naczynia limfatyczne.

Pamiętaj, że nie wzywa się nas po to, żebyśmy obijali jakikolwiek delikatny organ, a to właśnie się stanie, gdy działamy wyłącznie nierozumną siłą i często powtarzamy zabiegi. W każdym przypadku schorzenia wątroby wystarczy rozsądny i mądrze przeprowadzony zabieg raz na tydzień. Bynajmniej nie uważam przy tym, że ignoranckie klepanie ciała w miejscu, w którym powinna znajdować się wątroba, i ugniatanie wnętrzności niczym byk atakujący stóg siana można uznać za leczenie. Inteligentna głowa szybko pojmie, że to łagodna dłoń i delikatny ruch uzyskują pożądany rezultat. Gdy masz do czynienia z chorą wątrobą lub jakimkolwiek innym organem czy częścią ciała, pamiętaj, że najważniejszym urzędnikiem w dowództwie jest odżywiająca tętnica, której muszą asystować nerw ruchowy i regenerująca żyła. Kiedy ci trzej urzędnicy mają pełną kontrolę, a Ty wiesz, że zrobiłeś wszystko, co trzeba było w tym celu zrobić, powiesz pacjentowi:

— Za tydzień cię zbadam i zrobię kolejny zabieg.

Po tygodniu sprawdzisz, czy Twoja praca nie została zakłócona przez żadnego rodzaju nadwyrężenia i dopiero wtedy masz prawo pójść dalej z leczeniem, gdy otaczające tkanki i delikatne włókna miały szansę oczyścić się z martwych i nieaktywnych płynów oraz nieco się odżywiły. Wraz z postępem leczenia możesz przejść do rozleglejszej terapii, nie zapominając o całym systemie odżywiania, który przed oczyszczeniem nie jest w stanie zbyt wiele zrobić.

Każda praczka rozumie prawdziwość tego stwierdzenia. Najpierw zmywa brud z ubrań, a potem nakłada odżywczą skrobię, jak osoba o zdrowym rozsądku. Dopiero, gdy zmyjesz z ciała wszelki brud i oczyścisz je poprzez wydalanie, będziesz w stanie przyjąć skrobię z arterii.

Niewiele godzin dzieli mnie od dwudziestu czterech lat zgłębiania maszynerii ludzkiego życia w celu poznania jej normalnego stanu. Zacząłem od struktury kostnej; następnie zająłem się jej więzadłowymi połączeniami; miejscami przyczepu mięśni; organami, naczyniami i częściami organizmu odpowiedzialnymi za budowę kości, mięśni, więzadeł, błon, nerwów — dodatnich i ujemnych[1], motorycznych i czuciowych, dobrowolnych i mimowolnych, odżywczych i współczulnych. Obowiązkiem tych wszystkich układów jest wytwarzanie i przesyłanie odpowiednich rodzajów sygnałów i substancji. Ewidentna jest tu moc mądrego i precyzyjnego rozmieszczania elementów. Dorównuje ona doskonałości, jakiej architekt wymagałby od majstra budującego świątynię. Chodzi wszak o zbudowanie w logicznym porządku mieszkania dla ducha ludzkiego, które będzie tak idealnie zaprojektowane, by mieszkaniec bez trudu poradził sobie z obsługą wszystkich maszynerii w każdej sytuacji.

W wspomnianych powyżej dociekaniach chodziło mi o poznanie, czym jest ta maszyneria, jak są rozmieszczone jej wszystkie części, jakie są ich funkcje, punkty podparcia, działania i relacje, osobno i razem, oraz jak ta maszyneria funkcjonuje jako napędzana przez moc życia harmonijna całość, która kontroluje wszystkie te elementy i która odpowiada za nadawanie rozumu wszystkim istotom mogącym poszczycić się tym wspaniałym atrybutem.

Obecnie pragnę zaniechać dalszego polowania na części i detale tej maszynerii, żeby ustawić swój teleskop na wyższej pozycji i uzyskać ogólniejszy widok, bo chcę zdobyć większą wiedzę odnośnie tego, jak pracuje to dzieło Nieskończonego Umysłu. Czuję, że dwadzieścia pięć lat nieustannego studiowania elementów ciała, zarówno osobno, jak i w połączeniu, całkiem nieźle przygotowało mnie do przejścia do następnej klasy zgłębiania aktywnych praw życia — dociekań dotyczących prawidłowego lub nieprawidłowego działania całej tej istoty (człowieka).

Swoją naukę zacząłem od kości. Skojarzyłem je ze sobą, śledząc klejące więzadła, które spajają je ze sobą i tworzą sprytne zawiasy do wszelkich celów i zastosowań, do jakich są stworzone kości. Obsługują i wspierają one pasy, taśmy, koła pasowe, fartuchy i wszystkie niezbędne formy miększych elementów tej wielkiej maszynerii, którą operuje owa siła zwana życiem zwierzęcym.

Znajdziemy w tej maszynerii dwa duże i kompletne systemy naczyń krwionośnych, którymi płynie do i od serca płyn. Są to rzeki życia, których obowiązkiem jest przekazanie materiałów do wszystkich częśći ciała bez jakichkolwiek przeszkód.

Śledzimy krew od serca do kolejnego źródła zasobów, które nazywamy maszynerią odżywiania. Widzimy proces, w którym ta odżywcza i nośna krew jest wytwarzana i przygotowywana, a następnie przekazywana do serca i płuc, skąd jest wysyłana do wszystkich części ciała i uzyskuje dopasowane do rezydenta jakości chemiczne.

Stąd mamy „krew życia”, precyzyjną i doskonałą w każdym elemencie i w każdej zasadzie, jak dekrety i rozkazy wielkiego architekta i budowniczego tej maszynerii. Musimy najpierw zaznajomić się z jej normalnym działaniem, bo dopiero wtedy będziemy w stanie zrozumieć lub inteligentnie rozpatrzyć znaczenie słowa „nienormalność”, które oznacza zamieszanie i niedoskonałość we wszystkim, co znane, oraz jest definiowane przez słowa „dezorientacja”, „zagubienie”, „wypaczenie”, „zniszczenie”, „niepowodzenie”, „stagnacja” i „śmierć”.

Gdy skończymy badać kości i ich wzajemne relacje — to, jak pięknie pracują, jak elegancko są przymocowane oraz jak dobrze są uformowane, by przyczepy mięśni i więzadeł miały przemyślne odstępy dla naczyń krwionośnych i nerwów każdego rodzaju i by płyny życiowe i impulsy mogły dotrzeć do każdego najdrobniejszego elementu wspólnej całości — ogarnia nas bezbrzeżne zdumienie i podziw.

Nie sposób nie zadać sobie pytania: „Od kogo lub od czego zależy siła napędowa tego silnika?”. Chodzi o siłę, dzięki której odbywa się cała ta obserwowana w pełnym ruchu wyspecjalizowana praca, gdy w ciszy, heroicznie i z nieskończoną precyzją starannie przygotowane elementy są przeciągane i przekazywane do każdej stacji, na której konstrukcja musi tę siłę przyjąć i zmieszać ją bez szmeru z następną siłą napędową. Ta siła dba o to, by naczynia, kanały i drogi do transportowania wszelkich substancji były oczyszczane przez ożywczą moc niezakłóconego przepływu płynów, których zadaniem jest płukanie, oliwienie, wygładzanie, smarowanie i nawilżanie za pomocą wielkiego systemu akweduktów zwanego układem limfatycznym. Ta siła dba o kości, nerwy, naczynia krwionośne, żołądek, jelita, serce, wątrobę, nerki i każdy ze znanych elementów ciała, zawierający którykolwiek ze wspaniałych i mądrze przygotowanych płynów życia, od atomu poczęcia po narodziny w pełni uformowanego dziecka, młodość, męskość i kobiecość, u wszelkich zwierząt na ziemi, ptactwa w powietrzu i ryb w morzu. Dba także o samą ziemię, wszystkie gwiazdy i światy oraz o aniołów, które szybują wokół „tronu”[2]. Nic z tego nie może funkcjonować bez najwyższej znanej siły (elektryczności), które podlegają dobrowolnym i mimowolnym poleceniom życia i umysłu, napędzającym światy i wprawiającym istoty żywe w ruch.

Naturalnie pojawiają się wielkie pytania. Co jest baterią, która napędza krew, tworzy istoty żywe i utrzymuje formy materialne, by mogły odgrywać swoją rolę jako światy pełne życia? Kto rozumie matematyczne pozycje w przestrzeni i utrzymuje ją poprzez takie dobieranie ruchów i kroków, żeby wszystko odbywało się po kolei i w rytm muzyki, którą da się zaobserwować? Kto dba o tak staranną harmonię wymaganą do poruszania tej przepastnej armii światów w taki sposób, aby nigdy bez rozkazu nie wyrwały się z szeregu, jako że zakłócenie ich porządku mogłoby doprowadzić do upadku i zniszczenia całego wszechświata?

— Uwaga światy! Słońca i planety, formować szyki! Zespół, grać muzykę! Naprzód, marsz! Lewa, lewa, lewa! Nigdy się nie zatrzymywać! — musiał rozkazać wymagający Bóg, gdyż każdy atom jest w ruchu i nigdy nie zatrzymał się na wystarczająco długo, by zrodzić kolejny raczkujący świat. — Dalej, nie zatrzymywać się! — brzmi rozkaz, który zdaje się pochodzić z samych ust i umysłu Boga, jak byśmy to dziś wyrazili, gdyż i w światach, i w istotach żywych jest obecny ruch.

Myśli prowadzą nas do mocy umysłu z wszystkimi jego dziełami i wspaniałościami, będącymi wynikiem doskonale dokładnych rozkazów. Na razie pozostawię Was w toni oceanu myśli z garścią dowodów na to, że dzięki połączeniu mózgu z sercem można dostrzec siłę i źródło, które napędza maszynerię życia. Być może będziemy w stanie powiedzieć więcej na temat tego, co można dostrzec, stając przed teleskopem wymierzonym w najodleglejsze i najskrytsze tajemnice, gdy będziemy starsi i mądrzejsi, aczkolwiek nie jest to pewne. Z braku pełnej wiedzy i z chęci zdobycia nieskończonej mądrości inżyniera zarządzającego muszę na tym poprzestać i wejść w buty spekulującego brata — jak przez całe życie, od pracy do regeneracji. Nie potrafię znaleźć szczęścia w bezczynności. Będę używał pióra i karmił przyszłe umysły najlepiej jak potrafię.

Od czasów Mojżesza do chwili obecnej poprzez edukację i przyzwyczajenie uczymy się wiary w zależność od leków i traktowania ich jako jedynej znanej metody uwalniania od bólu, chorób i śmierci. Nawyk stosowania leków w chorobach przez tak wiele pokoleń wzbudził w nas przekonanie, że nie istnieje inne remedium, a ponieważ umysł trzymał się tej myśli przez tak wiele lat, ludzie czuli obowiązek, wręcz konieczność, podporządkowania się ustalonemu zwyczajowi. Czujemy, że gdy nasi przyjaciele chorują, musimy zrobić coś, by im ulżyć. Gdy domowe środki zawiodą, wzywamy lekarza rodzinnego i przekazujemy mu sprawę, a on zwołuje radę, gdy czuje, że nie poradzi sobie z chorobą. W ten sposób kiedy taki pacjent umrze, członkowie rodziny i przyjaciele cieszą się, że zrobili dla cierpiącego wszystko, co było możliwe. Wykorzystali przecież każdy znany środek leczniczy i całą dostępną wiedzę, więc muszą być zadowoleni z wyniku. Śmierć zwyciężyła, ale oni czują, że spełnili swój obowiązek.

Pragnę powiedzieć absolwentom, którzy za niedługo wyruszą w świat, że gdy zaczynałem w tej dziedzinie, przyjąłem jako fundament swych poszukiwań prawdę, że cały wszechświat, z wszystkimi światami, mężczyznami, kobietami, rybami, ptactwem i zwierzętami, we wszystkich formach i przejawach życia, został uformowany przez umysł nieomylnego Architekta.

Ów Architekt umieścił w ludzkim ciele wszystkie zasady ruchu i życia, wraz z wszelkimi lekami do wykorzystania w czasie choroby. Jeśli wiedział, jak to zrobić, musiał je gdzieś w tej strukturze umieścić, bo gdyby tego nie zrobił, oznaczałoby to, że porzucił swoją maszynerię życia w punkcie, w którym Jego umiejętności miały do wykonania najbardziej kluczową pracę.

Podałem Wam powody, dla których uznałem, że mam prawo testować te boskie umiejętności jako lekarz, lecz muszę zachować ostrożność w swoim podejściu. Od zawsze najbardziej nurtującym mnie pytaniem było: „Jak to zrobić?”. W końcu doszedłem do wniosku, że najlepiej zachować się jak cieśla, który wie, że ma do czynienia z żywiołami i pragnie pokryć stary do nowymi dachówkami. Jeśli zdejmie wszystkie na raz, narazi mieszkańców tego domu na deszcz, grad lub inny żywioł. Mądrze jest więc ściągać je po trochu i na bieżąco zakrywać odsłonięte połacie dachu przed ściąganiem kolejnych.

Wiedziałem więc, że nie mogę zabrać choremu wszystkich dachówek (leków) na raz. Dysponując wiedzą o przyczynie i skutku czułem, że takie posunięcie byłoby zgubne. Gdy spotykałem się z przypadkiem grypy i jako lekarz znałem środki zaradcze na tę chorobę, pojawiały się we mnie pytania w rodzaju: jakie byłoby lekarstwo Boga? Czy Bóg ma sklep z lekami? Czy stosuje na grypę środki uspokajające? Czy używa proszków napotnych, takich jak Dover? Czy używa środków ściągających? Czy na wycieńczenie stosuje alkohol w jakiejkolwiek postaci, a jeśli tak, do czego mu on służy? Dlaczego po zastosowaniu tych samych leków jedna osoba umiera na grypę, a inna zdrowieje? Czy ta zmarła osoba przeżyłaby, gdybyśmy nie podali jej leków? A może to osoba, która przeżyła, miała siłę, by pokonać zarówno chorobę, jak i leki? Sami odpowiedzcie sobie na te pytania, ja nie potrafię. Jedna osoba jest martwa, a druga żywa, to wszystko, co mi wiadomo na ten temat, a mój brat w radzie lekarzy wyraża to samo, mówiąc: „Nie wiem”.

Kiedy w moim pierwszym przypadku grypy wszystkie środki zaradcze zdawały się zawodzić, czułem, że spełniłem swój obowiązek i nie dostanę żadnej nagany, jeśli dojdzie do śmierci. Moja rada zgodziła się ze mną, że ten przypadek musi umrzeć. Bez jakichkolwiek instrukcji czy podręczników, którymi mógłbym się kierować, postanowiłem zdjąć jedną dachówkę z rdzenia kręgowego i sprawdzić, czy nie dałoby się na jej miejsce położyć nowej, bardziej przydatnej. Ku mojemu ogromnemu zdumieniu okazało się, że grypa natychmiast ustała. Ta nowa dachówka zawierała całe opium, whisky i chininę, jakie Bóg uważał za niezbędne do usunięcia choroby. Ta dachówka zlikwidowała ból i gorączkę oraz zatrzymała biegunkę, a moje zaufanie do leków zostało bardzo poważnie zachwiane.

Wkrótce pojawiły się kolejne przypadki grypy i wszystkie zostały wyleczone bez użycia jakiegokolwiek leku zalecanego przez standardowe autorytety. Utwierdziło mnie to w przekonaniu, że prawa Boga są godne zaufania, gdy się je dokładnie zrozumie. Przeprowadziłem badania, by lepiej zrozumieć zjawisko grypy i okazało się, że jest ona skutkiem, którego przyczynę da się odnaleźć w rdzeniu kręgowym lub jego odgałęzieniach, a leczenie powinno być ukierunkowane na przyczynę, a nie na skutek. Czułem dumę, gdyż mogłem obwieścić ludziom, że wszystkie znane leki na grypę są do wyrzucenia, i dać im niezawodny i skuteczny zamiennik, który znalazłem na recepcie napisanej ręką Nieskończonego.

Kontynuowałem tę metodę usuwania starych i zakładania nowych dachówek, aż do całkowitego odnowienia pokrycia domu.

Opisałem tę historyjkę, aby ostrzec studentów Osteopatii przed niebezpieczeństwem załamania się w obliczu trudnego przypadku i odesłania Pacjenta do jakiegoś lekarza od leków, żeby zrobił to, czego oni nie potrafią, a to tylko dlatego, że nie wiedzą, które nerwy są zaburzone przez ucisk, co zmusza ich do przyznania, że to, co mówili o mocy natury do samoleczenia jest fałszem. Są tacy Osteopaci, który próbują leczyć osteopatycznie, ale mają przy sobie lekarza od leków. Po przyjrzeniu się tym Osteopatom okaże się, że są to osoby słabe z wiedzy osteopatycznej, które spędziły w szkole mniej niż jeden rok, zanim zaczęły oferować swoje usługi społeczeństwu. Często na ich reklamach można znaleźć informację, że mają u siebie lekarza medycyny. Oferują wylewne przeprosiny za swą ignorancję i stwierdzają, że robią to, by zadowolić ludzi.

Każdy tolerowany przez Osteopatę lek w jakiejś chorobie zachwieje zaufaniem najbardziej inteligentnych pacjentów i sprawi, że zaczną znacznie mniej poważnie traktować jego słowa, umiejętności i zdolności. Radziłbym mu raczej długo i często moczyć głowę w rzekach boskiej ufności i modlić się do Boga, by się nim zaopiekował wraz z innymi osobami o wątłym umyśle, którzy udają, że wiedzą coś, czego nie studiowali.

Pocieraj głowę i polegaj na swojej znajomości anatomii i fizjologii lub zaprzecz doskonałości i inteligencji Boga i mów: mam w jednej kieszeni Osteopatię, w drugiej tabletki i pusto w głowie. Dużo by jeszcze pisać na ten temat, ale powiedziałem wystarczająco dużo, by ostrzec Cię przed byciem dodatkiem do jakiegokolwiek systemu leków, które są Twoim najgorszym i najbardziej zabójczym wrogiem. Obecnie Osteopatia jest zalegalizowana w czterech stanach i nie musisz narażać swojego zawodu ani godności, sprzymierzając się z jakimkolwiek innym systemem. Amerykańska Szkoła Osteopatii daje możliwość rzetelnego opanowania tej nauki, masz więc solidne podstawy. Chcę, żebyś wrócił z podniesioną głową i ze słowami: „Prowadziłem działalność tak, jak mnie nauczono, bez pomocy i wsparcia ze strony jakiegokolwiek lekarza medycyny ani przede mną, ani po mnie. Dowiodłem, że prawa Nieskończoności są całkowicie wystarczające, gdy umiejętnie się je wykorzystuje”.

Gdy wyruszysz w teren, lekarze medycyny będą krążyć wokół Ciebie jak sępy nad chorą krową, wydłubią Ci oczy i nabiją sobie kiesę rezultatami Twojej pracy — to jedyny pożytek, jaki będziesz z nich mieć.

<<Rozdział 14

Rozdział 16.>>



[1] Prawdopodobnie chodzi o dodatnią i ujemną polaryzację komórki nerwowej [przyp. MM]

[2] Nawiązanie do Objawienia św. Jana, gdzie jest mowa o siedmiu duchach wokół tronu [przyp. MM]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz